Cała obsada w filmie była znakomita, jednak kupmy się na głównej roli. Uwielbiam Kota :) Czegokolwiek by się nie podjął wychodzi świetnie. I tak było i tym razem, chociaż z pewnością nie była to łatwa rola, a zepsucie jej mogło kosztować go całą karierę. Powiedzieć tu, że dał sobie radę, to duże niedopowiedzenie. Należy docenić ogrom pracy włożonej w przygotowanie - studiowanie ruchów, nauka powiedzonek. Tam, przed kamerami Kot stał się swoim bohaterem. Chodził jak on, mówił jak on, klął, palił i łypał spod brwi. Kiedy oglądałam film, miałam wrażenie, że Kot nie gra Religi. On jest Religą. Nie wielu jest aktorów, którzy potrafią osiągnąć taki efekt.
Źródło |
Scenariusz do tego filmu napisało samo życie, więc dyskutować o fabule nie mam zamiaru. Należy natomiast powiedzieć, że filmowcy w 100% oddali ducha tamtych czasów.
Skąd wiem?
Bo kilka lat po roku, w który kończy się film, zaczęłam być stałym bywalcem szpitali. Nie ze względu na stan zdrowia, ale jako jedyne dziecko samotnie wychowującej matki-lekarki. Bardzo dobrze pamiętam lekarzy biegnących jak wszystkie furie, aby ratować życie pacjenta. Pamiętam wieczny brak pieniędzy, niedobory sprzętu, chałupnicze metody jego produkcji, niekończącą się partyzantkę. Tak wtedy wyglądał szpital. I taki jest szpital w filmie - realistyczny.
No i charakteryzacja - prawdziwy popis w tej dziedzinie. Kot nie przypomina Kota, bliżej mu do Religi niż do samego siebie.
No i reakcje publiczności. W połowie filmu cała sala (pełna oczywiście) pociągała nosami i śmiała się przez łzy. Mężczyźni na równi z kobietami. Pierwszy raz w życiu widziałam takie reakcje.
Zachęcam serdecznie do obejrzenia tych, którzy jeszcze nie widzieli filmu. A tych którzy widzieli pytam: jakie jest Wasze zdanie?